Wiara czyni cuda…

Wiara czyni cuda - dodaje nam skrzydeł i sprawia, że potrafimy latać

Wiara czyni cuda… niedawno odpowiadałam na komentarz jednej z moich czytelniczek o pięknym imieniu Jagoda, za który serdecznie dziękuję. Właśnie ten komentarz zainspirował mnie do dzisiejszego wpisu.

Komentarz nawiązywał do wpisu – „Trudny okres ale pouczający”. Zdałam sobie sprawę, że od tego trudnego czasu w moim życiu, minęło przeszło siedem lat!!! Aż niemożliwe…

Wiara czyni cuda…

Pani Jagoda pięknie napisała – „Wiara we własne możliwości w wieku 50+ jest jak doping. Dodaje skrzydeł i znów uczymy się fruwać.” W tym miejscu dodałabym, że wiara we własne możliwości nie ma granic. Dotyczy każdego z nas, bez względu na jakim etapie naszego życia jesteśmy.

Są momenty w naszym życiu, że nawet największego optymistę dopada trudny czas i zaczyna wątpić w jakiekolwiek zmiany na lepsze. I jak się takiej osobie powie, że wiara czyni cuda… to nas wyśmieje…

Sama byłam na tym etapie, że opuściła mnie wiara w lepsze jutro… „Taplałam” się w rozpamiętywaniu tego co się stało, po co i dlaczego… Im więcej moje myśli były pochłonięte użalaniem się nad sobą, tym bardziej miałam uczycie, że grzęznę w błotku, które sobie sama jeszcze bardziej pogłębiałam.

Wraz z stopniowym zmienianiem swojego nastawienia. Poszukiwaniem nowej drogi, postawieniem sobie na małych celów otoczonych wiarą, że uda mi się ułożyć nowe lepsze życie! Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczęło się zmieniać…

Nowi ludzie… nowe możliwości…

Poznałam wielu cudownych ludzi, miałam wiele ciekawych doświadczeń, moje umiejętności się rozwinęły. Poszłam w kierunku, który kiedyś był dla mnie czarną magią, a teraz wręcz dzielę się swoją nową wiedzą z innymi.

Gdyby Wszechświat dał mi taką możliwość aby wrócić o te 7 lat do tylu i pozwolić zostać w miejscu w którym byłam, to powiedziałabym, że dziękuję… i nie skorzystam…

Stawiałam sobie kolejne wyzwania, podchodziłam do nich z wiarą i ciekawością co mi z tego wyjdzie. Jak się nie udało, nie płakałam nad tym, że nie wyszło. Gdyż dzięki temu zawsze trafiałam na kolejną drogę, która prowadziła mnie do nowych pomysłów i rozwiązań.

Lubię moje obecne życie i wiem doskonale, gdyby te siedem lat temu, ktoś nie wywrócił mojego ułożonego życia do góry nogami, to nie byłabym tu, gdzie jestem…

Przede wszystkim nie miałabym okazji pisać do Was, gdyż nigdy bym nie stworzyła bloga Viollet, który na początku był tylko terapią. Jednak z czasem sprawił, że coraz więcej osób do niego zaglądało i dzięki moim czytelnikom, którym serdecznie dziękuję, że ze mną są, zainteresowała się mną prasa i telewizja – więcej TUTAJ.

Zamykanie starych spraw…

Wiara, że jednak dam radę pozwoliła mi pozamykać stare sprawy oraz wygasić znajomości, których czas się już skończył. Postawiłam na wybaczanie i odcinanie się od tego, co mi nie służyło aby z wiekszą odwagą ruszyć do przodu, ku nieznanemu…

Życie podsuwało mi różne rozwiązania, a ja wybierałam to, co mnie w danym momencie inspirowało. Wszystkie te wybory ukształtowały moją obecną drogę, która nie jest autostradą, gdyż ma też swoje wyboje. Ale już teraz, w oparciu o swoje doświadczenia, nauczyłam się, że każda przeszkoda jest po coś… Natomiast Wiara w Siebie i swoje możliwości czyni cuda…

Powtórzę jeszcze raz za Panią Jagodą – „Wiara we własne możliwości w wieku 50+ jest jak doping. Dodaje skrzydeł i znów uczymy się fruwać.”

Zapraszam do podzielenia się komentarzem ...:))

Skip to content