Człowiek planuje… a życie kieruje…

złamana noga , krótko przed wylotem do córki

Człowiek planuje… a życie po swojemu nami kieruje! W momencie gdy piszę tego posta powinnam siedzieć w samolocie i być w drodze do córki, która od dobrych kilku lat mieszka w Kanadzie. Ostatnio byłam u niej w październiku w 2019 roku. O pobycie pisałam TUTAJ.

Nie planowałam wtedy tego wyjazdu, podęłam decyzję dość spontanicznie. Tak jakbym gdzieś w środku czuła, że z początkiem 2020 roku uziemią nas wszystkich na całym globie!

Spontaniczne plany…

Mój tegoroczny plan wyjazdu, tak jak poprzednie był mega spontaniczny. Teraz pisząc ten post zauważyłam, że moje spontany powtarzają się co trzy lata 🙂

W tym roku jednak było trochę inaczej. Planowałam wylot latem, ale ze względu na brak pełnych szczepień, o wiadomym pochodzeniu, nie mogłam lecieć.

Kanada była chyba jedynym krajem, który najdłużej trzymał restrykcje i dopiero od 01 października 2022 roku odstąpił od tak ostrych zakazów.

Wraz z otwarciem przestrzeni powietrznej, w mojej głowie otwarł się plan aby jednak polecieć… 🙂

Człowiek planuje…

Wzięłam się intensywnie za planowanie. Najpierw sprawdzałam terminy i ceny lotów. Nie było tanio ale udawało mi się trafiać na w miarę dostępne cenowo oferty.

Lecz z zakupem biletu wstrzymywałam się, aż ułożę wszystko logistycznie w domu, abym mogła bez stresu opuścić domowników na trzy trygonie wiedząc, że sobie świetnie beze mnie poradzą.

Gdy już logistyka była w miarę ogarnięta, wzięłam się za kupno biletu. Ale zaczęły się schody. Szukałam lotów na stronach, z których często wcześniej korzystałam: esky.pl oraz skyscanner.pl.

Im więcej na nich buszowałam, tym bardziej zaczęłam mieć obawy aby kupić ten bilet samodzielnie. Dlatego też, z wybranymi opcjami lotów, pojechałam do znajomego, który ma biuro podróży i poprosiłam go o pomoc.

Usłyszałam od niego ciekawą rzecz, że nie powinnam kupować biletów za pośrednictwem takich stron, lecz wyszukać sobie interesujący mnie lot, a sam bilet kupić bezpośrednio w wybranej linii lotniczej. Argumentował, że często gdy dojdzie do jakiegoś nieprzewidzianego zdarzenia (conajmniej jakby był jasnowidzem), trudno będzie się dodzwonić i dogadać z pośrednikami.

Wzięłam sobie jego rady do serca, niestety razem nie kupiliśmy biletu, bo były na ten termin co planowałam bardzo drogie. Uzgodniłam z córką, że daję sobie limit cenowy na bilet i jak się w nim zmieszczę, to przylecę.

Poszukiwania biletu…

Przez kilka kolejnych dni, dalej buszowałam po sieci, a potem po wybranych liniach lotniczych. Zmieniałam terminy i godziny lotów. Aż mi się wreszcie udało, po wybraniu całkiem nowego terminu – 4 listopada wylot, a powrót 28 listopada.

Mój wybór padł na linie lotnicze Lufthansa i co ciekawe, zmieściłam się nawet poniżej wyznaczonej przez siebie cenie. Zawsze mi się wydawało, że ich loty są bardzo drogie, a tu miłe zaskoczenie. Oferta gwarantowała możliwość przesunięcia rezerwacji (niestety za dopłatą, ale zawsze coś), bagaż rejsowy do 23 kg w cenie, co ostatnio jest rzadkością oraz tylko jedną przesiadkę w Frankfurcie.

Po zakupie biletu zaczęłam poszukiwać ubezpieczenia, lecz ciągle stawało coś na przeszkodzie aby je wykupić. System się blokował i ciągle pokazywał opcje na Europę, a nie na Świat. Więc się przeciągało ale miałam jeszcze czas, dlatego się tym nie przejmowałam.

Myślami u córki….

  • Toronto
  • jezioro Lake Ontario

Myślami byłam już u córki, za którą bardzo tęsknie. Obecna technologia pozwala nam na stały kontakt, rozmowy wideo, ale to nie to samo, co możliwość bycia blisko siebie. Można się przytulić, wspólnie spacerować, czy też poleżeć w łóżku i gadać do późnych godzin nocnych.

To wszytko już miało się zadziać za kilka dni, miałam zobaczyć ponownie przepiękne miasto Toronto, które pokochałam gdy zobaczyłam je pierwszy raz w 2016 roku.

Człowiek planuje… życie kieruje…

Byłam w wirze przygotowań, dokupywałam różne rzeczy, które się mogą córce przydać aby zabrać je ze sobą. Załatwiałam też wiele innych ważnych spraw aby móc ze spokojną głową polecieć. Jednym słowem, byłam na maksymalnych obrotach.

No i w środę, na 7 dni przed wylotem, jakoś w tym zabieganiu, na własnym podwórku, dość niefortunnie zeszłam z ostatniego schodka. Myślałam, że jeszcze go mam pod stopami, a faktycznie już się skończył. Niestety miałam twarde lądowanie i mocno wykręciłam sobie stopę. Nawet słyszałam, że coś w niej trzasło lecz nie dopuszczała myśli, że to złamanie. Byłam pewna, że to tylko zwichnięcie, założę bandaż elastyczny i po kilku dniach wszystko wróci do normy.

Nawet nie chciałam jechać do lekarza. Jednak moja koleżanka, która jest lekarzem oraz mój mąż, naciskali aby pojechać na pogotowie i mieć 100% pewności, że to nic poważnego. Tym bardziej, że byłam przed długo podróżą.

Niestety wizyta na pogotowiu rozwiała moje nadzieje, że to tylko skręcenie. Okazało się, że złamałam V kość śródstopia, na całe szczęście bez przemieszczenia. Leczenie takich złamań trwa, wbrew pozorom bardzo długo, bo do 8 tygodni, a nawet dłużej plus rehabilitacja.

Chcąc, nie chcąc, musiałam zmienić rezerwacje na inny termin. Wybrałam wspólnie z córką cieplejszy czas, czyli maj przyszłego roku. A teraz, przy ogromnym wsparciu mojego męża, skupiam się na swoim zdrowiu i szybkim powrocie do formy.

Dziwne znaki…

Teraz gdy pisze ten tekst, zaczęłam zdawać sobie prawe, że od momentu jak podjęłam decyzję, że chcę lecieć do córki, wszechświat podsuwał mi znaki, iż teraz to nie jest jeszcze pora na lot, a było ich kilka:

  • Wysokie ceny lotów i dziwne opcje, do tego stopnia udziwnione, że korzystałam z porady znajomego z biura podróży.
  • Co chwilę, w tym czasie, dostawałam „szturchańce” od życia, to się gdzieś uderzyłam, to przecięłam rękę itp. Nawet się zastanawiałam o co chodzi, co wszechświat chce mi przekazać?
  • Jak już kupiłam bilet, to wybrałam z opcją możliwości przełożenia lotu, chociaż z tyłu głowy miałam, że to bez sensu, bo i tak nie zmienię tego lotu.
  • Problem z dobraniem ubezpieczenia, bo w systemie wyskakiwał błąd.
  • No i sam upadek był dziwny, bo czułam jakby jakaś niewidzialna siła mnie zepchnęła z tego schodka… dziwnie to brzmi, ale takie miałam odczucie…

Tych symptomów było więcej, miałam dużo rzeczy do ogarnięcia i bałam się, że do wyjazdu nie zdążę. No i sprawdziło się przysłowie… Człowiek planuje… a życie kieruje!

Teraz mam czasu dostatek, na spotkanie z córką muszę jeszcze trochę poczekać. Od zawsze kieruję się zasadą… „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…” tyle że, tak jak zawsze, muszę poczekać aby się dowiedzieć, dlaczego w tak nieoczekiwany sposób, musiałam zweryfikować swoje plany związane z wyjazdem?

2 Comments

  1. Jagoda pisze:

    Witaj Viollet
    Przeczytałam Twój wpis i aż poczułam ból w prawej nodze. Była wykręcona w kostce 9 razy, złamana 1 raz, operowana 2 razy. Zniszczone ścięgna Achillesa, kolano i przesunięte mięśnie w udzie to wypadek / wpadłam u znajomej do piwnicy/. Była otwarta a ja jej nie zauważyłam bo zrobiło się już ciemno. Miałam też wypadek samochodowy podczas którego dość mocno pobijałam głowę, kręgosłup szyjny, bark, rękę, plecy aż nie mogłam oddychać. Było bardzo ciężko wrócić do zdrowia i normalnej aktywności.

    Jestem osobą dosyć aktywną choć mam 66 lat. Uwielbiam podróże, turystykę pieszą, góry, spacery z kijami. Kiedy życie zatrzymywało mnie w miejscu bardzo to przeżywałam. Nie dlatego, że miałam wypadek ale dlatego, że nie mogę robić tego co lubię. Pójść w góry. Spacerować z kijami. Przejść codziennie przynajmniej 10 tysięcy kroków. Polecieć daleko samolotem. Może dlatego bardzo mocno mobilizowałam się, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia. Nie marudziłam podczas rehabilitacji. Nie narzekałam, że jest ciężko. Ćwiczyłam więcej choć bardzo bolało. Padałam ze zmęczenia. Ale nigdy nie poddałam się. Oczami wyobraźni widziałam siebie na szczycie Etny na Sycylii. Albo na Placu Tiananmen w Pekinie czy na Placu Jamaa EL-Fna w Marrakeszu. Palcem po mapie Polski wędrowałam do Jaworek tylko po to żeby przejść Wąwóz Homole a dalej aż na Wysoką. Potem zobaczyć Rezerwat Biała Woda. Widziałam też siebie jak wchodzę na Śnieżkę w Karpaczu. Ja wędruję urokliwymi uliczkami Sandomierza, Kazimierza Dolnego, Wrocławia, Gdańska, Zwierzyńca. Jak oglądam wodospad Wilczki w Międzygórzu. Wyobraźnią sięgałam też na Saharę żeby zobaczyć zachód słońca w Lizbonie zjeść babeczkę Pasteis de Belem a w Krakowie wypić pyszną, gorącą czekoladę.
    Tych marzeń było mnóstwo i to one goniły mnie do zdrowia. Gdy udało mi się wrócić do zdrowia szybko je zrealizowałam. Zobaczyłam zachód słońca na Saharze. Poleciałam na wycieczkę do Pekinu i Marrakeszu. Siedziałam przy wodospadzie Wilczki w Międzygórzu i płakałam ze szczęścia. Gdy weszłam na Śnieżkę po operacji nogi uwierzyłam w siebie. Każdy wyjazd do wymarzonego miejsca, nawet blisko mojego domu dodawał mi odwagi i siły. Kiedy zobaczyłam perłę Sycylii Taorminę a potem urokliwe miasteczko Erice i Etnę wiedziałam, że zawsze warto marzyć i nigdy się nie poddawać, nawet wtedy gdy zdrowie jest w rozsypce. Wiara w siebie i marzenia nawet te szalone to część mojego leczenia. Zawsze powtarzam sobie, że ” Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością zapierających dech chwil”.
    Violetto życzę Ci dużo zdrowia i siły do przetrwania tych trudnych chwil. Bądź dzielna i mądra dla siebie. Żeby nigdy nie zabrakło Ci wiary w siebie i takiej wewnętrznej pewności, że ze wszystkim sobie poradzisz. Czas nie stoi w miejscu tylko płynie do przodu. Każdego dnia pomyśl, że przybliża Cię ku zdrowiu. Na pewno jest Ci trudno ale praca jaką wykonasz teraz zaprocentuje w przyszłości. Twój prezent już czeka na ciebie. To bilet do Twojej córki. Pięknego i radosnego spotkania Ci życzę. Coś o tym wiem. Jestem matką dwóch córek. Tymczasem czule opiekuj się sobą, żeby wszystko się udało. Najlepszego każdego dnia. Niech moc będzie z Tobą.

    1. Viola pisze:

      Witaj Cudowna Dziewczyno…:)
      Przeczytałam Twój komentarz i aż mi się oczy zaszkliły ze wzruszenia. Moje złamanie, to w porównaniu z Twoimi problemami, które dzielne pokonałaś to nic wielkiego. Jesteś bardzo dzielna oraz silna i masz głowę wypełnioną marzeniami, które realizujesz krok po kroku. Bardzo mi przypadł do serca Twój cytat- ” Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością zapierających dech chwil”… bardzo prawdziwe!
      Ta noga w gipsie, trochę mnie zatrzymała w ciągłym pędzie i łapaniem wszystkich srok za ogon. To zatrzymanie da mi czas na weryfikację tego co naprawdę chcę robić. Odrzucę to, co robię bo trzeba i skupię się na tym, co mi naprawdę sprawia dużo satysfakcji…:) Dużo czasu spędzam przy komputerze/taka praca/, mam wiele zainteresowań i ciągle dokładam sobie nowych. Lecz życie pokazało mi, że trzeba sobie wszystko uporządkować i tak też zrobię…:)
      Dzięki za te słowa „Bądź dzielna i mądra dla siebie. Żeby nigdy nie zabrakło Ci wiary w siebie i takiej wewnętrznej pewności, że ze wszystkim sobie poradzisz.”
      Tobie też życzę wszystkiego co najlepsze i realizacji wszystkich Twoich marzeń, o których mi tak pięknie napisałaś. Ściskam mocno i niech Moc będzie z Nami!

Zapraszam do podzielenia się komentarzem ...:))

Skip to content