Zatoczyłam koło…
Zatoczyłam koło… prawie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Uzmysłowiłam to sobie, w trakcie kołowania samolotu na płycie lotniska w Katowicach. Był to początek mojej podróży do córki, która mieszka w Kanadzie, a dokładniej w przepięknym mieście Toronto… 🙂 🙂
Podobną podróż odbyłam przeszło trzy lata temu, był to mój pierwszy lot do córki i teraz po trzech latach niewidzenia, wybrałam się ponownie… 🙂 🙂
Zatoczyłam koło…
Dlaczego piszę, że zatoczyłam koło… a dlatego, że trzy lata temu, mój wylot był między innymi inspiracją do pisania bloga, wtedy były jego początki. Natomiast wraz z moim obecnym wylotem, doszłam do wniosku, że zatoczyłam koło i powinnam otworzyć się na tworzenie nowego… Przez te trzy lata, bardzo się zmieniłam i wraz z tą zmianą czuję, że muszę dokonać zmian na blogu i nie tylko…
Nie tylko ja się zmieniam… Zmienia się i moja córka, która wyrosła na przepiękną i bardzo mądrą kobietę. Podziwiam ją, że tak świetnie sobie radzi w nowym kraju, który traktuje jak swój drugi dom. Podejrzewam, że z czasem role się odmienią i dom rodzinny spadnie na drugie miejsce.
Znalazła tu swoje miejsce na ziemi, ukończyła tutaj szkołę, ma pracę, którą uwielbia i przyjaciół co ją wspierają. A na dodatek mieszka w ścisłym centrum jednego z najpiękniejszych miast jakie widziałam. Tym miastem jest Toronto, które fascynuje mnie swoją architekturą, wielokulturowością oraz perspektywami jakie otwiera przed jego mieszkańcami, oczywiście tymi, którzy są na nie otwarci…
Krążę po Toronto… i myślę…
Mój przeszło trzy tygodniowy pobyt w Toronto miał, a raczej ma, różne oblicza. Pierwsze, które nie ustąpiło ani na moment, to radość z bycia z córką. Drugie, radość z kontaktu z przyjaciółmi, którzy od wielu lat tutaj mieszkają. Trzeci, to etap zwiedzania i podziwiana miasta. Czwarty, to masa przemyśleń i rozmyślań nad tym, jak toczy się życie. Jak potrafi nas mile, a czasami niemile zaskoczyć, i jaki mamy w tych zaskoczeniach swój udział…
Czas leci nieubłaganie… trzy tygodnie zleciały jak mrugnięcie okiem i już dzisiaj, wsiadam w samolot i wracam do domu…
Toronto w fotografii…
W bardzo nostalgiczny nastrój wprowadza mnie jezioro – Lake Ontario, nad którym spędzam dużo czasu..
Toronto, miasto z energią…
A gdy chcę poczuć siłę i energię, ruszam na pieszy podbój miasta. Za każdym razem gdy sobie tak wędruję, obserwuję ludzi, których radość, sukces, uśmiech, bądź też smutek i zmartwienia, są takie same jak w każdym innym zakątku świata…
Tych zdjęć mogłabym powklejać tysiące… 🙂 Co mnie najbardziej fascynuje w architekturze tego maista, miasta z duszą, to połączenie nowoczesności z historią .. !!! Taki zestaw, robi ogromne wrażenie…!!!
Podobnie jest w naszym życiu, przeszłość musimy umiejętnie połączyć z teraźniejszością, a czeka nas wyjątkowa przyszłość..!!!
Dzisiaj już wracam do domu, pełna przemyśleń i nowych doświadczeń…