Pora na podsumowanie moich wojaży, tym bardziej, że od kilku dni jestem już w domu. Jednym słowem jestem zachwycona Kanadą, a raczej małą jej częścią czyli Toronto i najbliższą jego okolicą Etobicoke. Chciałabym kiedyś pojechać tam na dłużej i zwiedzić cały kraj, bo jeśli taki mały wycinek zrobił na mnie ogromne wrażenie, to reszta kraju chyba powaliłaby mnie na kolana..:))
Co mnie tak urzekło…
- wyjątkowa życzliwość ludzi, ich bezinteresowność, tolerancja i ciągle goszczący uśmiech na twarzy…
- przepiękne okolice poczynając od osiedli willowych a kończąc na drapaczach chmur, tak wysokich, że zadzierając głowę wysoko do góry trudno dopatrzeć się ich końca…
- piękno przyrody dające spokój i ukojenie, a w szczególności jak przebywa się w zacisznych miejscach nad jeziorem Ontario oraz żywiołowość i siłę, jaką dają zapierające dech widoki nad wodospadem Niagara…
- możliwości jaki daje ten kraj młodym ludziom, którzy gdy skończą szkołę nie mają problemów z podjęciem pracy…
- wielkie możliwości i dla tych, którzy mają pomysł na życie i chcą się w nim realizować…
Gdybym dopiero zaczynała swoje życie zawodowe, to całkiem możliwe, że zastanawiałabym się czy w tym kraju nie zamieszkać na stałe…
Tak jak już wspominałam we wcześniejszych swoich wpisach, dużo czasu spędzałam na rowerze. Po powrocie do domu zauważyłam tego pozytywne efekty, gdyż na wadze ubyło mi przeszło 3 kilogramy !! Wcześniej tego nie miałam możliwości sprawdzić, z bardzo prozaicznej przyczyny, po prostu brak wagi..:))
Przez cały ten czas moje zwiedzanie ograniczało się do centrum Toronto i jego dzielnicy, w której to mieszka córka. Będąc w centrum, zwiedzałyśmy ciekawe miejsca i między innymi wybrałyśmy się do Aquarium Canada. Gdzie pierwszy raz mogłam podziwiać ryby i inne morskie stworzenia z tak bliska.
Byłam też razem z córą dwa razy w jej szkole. Zajęcia po przerwie wakacyjnej, dla wszystkich szkół, zaczynają się w tym samym terminie, a tegoroczne rozpoczęcie roku szkolnego wypadło na 06 września. Córka obecnie jest na drugom roku Paralegal Education i uczęszcza do Humber College w Toronto. Lecz o jej szkole zrobię osobny wpis, bo warto poświęcić akurat tej szkole trochę więcej czasu.
Niagara…
Przez cały okres mojego pobytu była cudowna pogoda za wyjątkiem dwóch dni, kiedy było chłodno i padało. I właśnie w jednym z tych dni, miałyśmy zaplanowany wyjazd nad Niagarę odległą jakieś 120 kilometrów. Lecz pogoda tego dnia była wyjątkowo zła, więc zrezygnowałyśmy z wyjazdu. Termin mojego powrotu zbliżał się coraz bardziej i już nastawiłam się, że Niagarę zobaczę przy następnej bytności. Lecz dzięki uprzejmości naszego wspólnego znajomego, który pożyczył nam samochód, za co mu w tym miejscu, jeszcze raz dziękuję..:)) oraz dzięki uporowi córki, na dzień przed moim wlotem do domu, pojechałyśmy nad Niagarę…:))
Rano gdy wyjeżdżałyśmy, pogoda chciała nam zrobić powtórkę z rozrywki. Było zimno i deszczowo, ale ni stąd ni zowąd, jakby jakieś wróżki zadziałały, wyszło słonko i zrobił się przepiękny słoneczny dzień..:))
Och…!!!
…było na co patrzeć…!! nie dziwię się teraz, że każdy kto jest w Kanadzie to pędzi na Niagarę..:)). Zrobiłam masę zdjęć ale niestety zdjęcia ani w ułamku nie oddają tego piękna, siły i żywiołu jaki rozpościerał się przed nami. Dlatego też poza zdjęciami kręciłam filmiki, ale one również nie oddają tej atmosfery…
Po napatrzeniu się na tę siłę żywiołu, w nas również odezwał się żywioł głodu ..:)). Wybrałyśmy się do miasteczka aby coś zjeść i przy okazji podziwiałyśmy jego uroki. Znajduje się tam między innymi miniatura CN Tower oraz wyjątkowa ulica, bardzo barwna i kolorowa, lecz bateria w telefonie mi padła i z tej okolicy nie mam prawie żadnych zdjęć..:(.
Wracając z posiłku, który jadłyśmy w restauracji znajdującej się w dużym centrum handlowym, po drodze mijałyśmy Casino i z ciekawości wstąpiłyśmy do niego..:)). Żeby nie było, że nie dałyśmy sobie szansy na szczęście, zagrałyśmy za 5 dolarów i oczywiście nic nie wygrałyśmy…:)). W sumie nie wiem, co ludzi pociąga w tych Casinach.. ale warto było wejść i zobaczyć jak takie prawdziwe Casino wygląda…:)).
Do domu wróciłyśmy po 21-szej a następnego dnia o 17.10 miałam samolot do Warszawy.
Powrót do domu…
Bałam się trochę tego powrotu, bo musiałam jeszcze dwa dni zostać w Warszawie. W piątek i sobotę miałam zajęcia na uczelni, a moim balastem był dość spory bagaż. Chociaż i tak cześć rzeczy musiałam wyciągnąć, bo przekroczyłam limit wagowy. Dobrze, że na lotnisku była ze mną córka. Wspierała mnie na duchu i pomagała wszędzie tam, gdzie trzeba było wykazać się znajomością języka. Gdy okazało się, że mam za dużo rzeczy, część z nich zabrała, a resztę co się dało, to wzięłam do ręki, a cześć z nich poupychałam do torebki…:))
W samolocie miałam super miejsce, chociaż na początku byłam trochę wystraszona. Dla przypomnienia boję się latania..:)). Dostałam miejsce w środkowym rzędzie i w samym ogonie samolotu. No i moja wyobraźnia od razu widziała ten odpadający ogon a ja w nim….:)).
Napisałam do córki sms, że miejsce mam takie sobie, a ona odpisuje mi, że gościu wydający bilet powiedział, że daje mi miejsce, z którego będę bardzo zadowolona. Pomyślałam wtedy z czego się tu cieszyć… ale gdy zbliżała się godzina odlotu, to zwróciłam gościowi honor i w duszy podziękowałam mu z całego serca za super miejsce. Okazało się, że nikt koło mnie nie siedział i miałam do dyspozycji trzy siedzenia, więc leciałam niczym w biznes klasie i prawie większość lotu przeleżałam…:)).
Szczęśliwie doleciałam do Warszawy, a dzięki wsparciu firmy przewozowej Uber bez problemu poradziłam sobie w Warszawie. A w sobotę po północy, dotarłam wreszcie do domu..:))
Co ciekawe, nie miałam żadnego problemu z przestawieniem się na nowy czas. W ogóle nie dopadł mnie tak zwany jet lag związany ze zmianą czasu, ani w jedną stronę, ani w drugą. Chyba jestem stworzona to podróżowania do rożnych stref czasowych..:)).
Moja „biznes klasa”…:)) Trzy siedzenia tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji…:))
Zawsze do samolotu zakładam wygodnie ubrania. Obowiązkowo ściągam buty i zakładam wtedy mięciutkie frotowe skarpety, a że przeważnie są w sprzedaży tylko w „baby kolorach” więc wygląda to trochę śmiesznie, ale najważniejsza jest wygoda..:))
Like this:
Like Loading...