Moje improwizowane rowerowe stylizacje….:)
Rowerowe stylizacje pora zacząć…:))) Przyjeżdżając do Kanady nie brałam pod uwagę, że większość moich wycieczek po okolicy będzie miało miejsce na rowerze. Nie zabrałam ze sobą prawie żadnych ubrań sportowych, poza jednymi leginsami, w których i tak było mi za gorąco. Przez większość czasu temperatury przekraczały 30 stopni, i co bym nie założyła, i tak było mi w tym gorąco…:))
Buty wybawieniem…
Moim ogromnym wybawieniem były buty, które w ostatniej chwili wrzuciłem to torby, zgodnie z zasadą… a nuż się przydadzą. I przydały się, bo w nich chodziłam najwięcej, i na rower, i na piesze eskapady.
Kupiłam je jakiś miesiąc przed wyjazdem w tanim sklepie „Ale buty”. Kosztowały raptem 39 zł, są marki „Badoxx” przynajmniej tak na nich pisze….:)) ale uratowały mi życie…:)) Są niesamowicie wygodne, bardzo przewiewne. Zrobione są z takiego dziwnego, o luźnym splocie materiału. Nawet nie trzeba nosić do nich stopek, bo nie obcierają, a nogi się w nich nie pocą. Świetnie znoszą pranie w pralce i po każdym praniu wyglądają jak nowe.
Torebka też się spisała…
Druga rzeczą, która mnie poratowała, była torebka, a raczej torebeczka ze skóry. Kupiłam ją na przecenach w Reserved i zamiast pierwotnej ceny 120 zł zapłaciłam 39 zł. Kupiłam ją z myślą, że przyda się do sukienek aby mieć gdzie włożyć portfel i dokumenty. A tym razem posłużyła jako rowerowa saszetka…:)). Równie świetnie się spisała jaki i buty. Trochę mi jej szkoda, bo lekko ją uszkodziłam gdyż kilka razy źle ją umocowałam na rowerze, dlatego dotykała o koło i otarła się z jednej strony… no ale mówi się trudno.
Właściwych ubrań tyle co nic…
A jeśli chodzi o ubrania,które mogłam wykorzystać na rowerowe wypady, to do dyspozycji miałam zaledwie dwie pary spodni, jedne ¾ , leginsy sportowe z 4F i krótkie dżinsowe spodenki, kupione kiedyś w Lidlu z założeniem, że będą idealne do ogrodu..:)). Też w ostatniej chwili wrzuciłem je do torby aby zabrać ze sobą…:)
A do tego, z rzeczy które miałam, udało mi się dopasować jedną tunikę, trzy bluzeczki bez rękawa i jedną z krótkim rękawem. W tym jedną z nich, kupiłam już w Kanadzie za 14,99$ i uwierzcie mi, było to tanio, bo kupowałam ją w Winners, a w tej sieci sklepów są już ubrania z dużymi przecenami.
Jeśli chodzi o ceny ubrań i nie tylko, to na nasze warunki wychodzi drogo, gdyż siłą rzeczy włącza się ten przelicznik w głowie i sobie myślisz …Oh my God…aż tyle!!! Ale patrząc z ich punktu widzenia, to jest tanio. Powinniśmy przeliczać raczej w proporcjach 1 do 1. Gdyż przeciętny Kanadyjczyk zarabia ok 2500 i mniej więcej podobne zarobki są w Polsce. Zakładam z góry, że są to JEDNOSTKI PIENIĘŻNE a nie konkretna waluta. I w ten sposób patrząc, to w Kanadzie jest taniej. Przykładowo torebka damska markowa np. Maikel Kors, ostatnio jakoś ta marka chodzi za mną i mnie kusi…:)), w Kanadzie kosztuje 300 jednostek, a u nas ten sam model 1300 jednostek. Na tym prostym przykładzie widać, że przeciętnie zarabiający Kanadyjczyk może sobie pozwolić na markowe rzeczy, a Polak już ma dużo trudniej.
Moje improwizowane stylizacje…
Miało być o stylizacjach a skończyło się na porównywanie cen…:)) Wracając do moich rowerowych improwizacji, to miałam tylko kilka rzeczy, które mogłam wykorzystać, a tak się złożyło, że rowerem jeździłam każdego dnia. A sukienki, których nabrałam całkiem sporo, raczej się do takich wojaży nie nadawały.
Za każdym razem wychodząc z windy, trafiłam na ogromne lustro, które aż kusiło żeby zrobić sobie selfie..:)) no i robiłam …:)) dlatego teraz mogę pokazać jakie kombinacje stosowałam, aby każdego dnia nie wyglądać tak samo…:))
Niestety jakość zdjęć jest okropna, ale jest to nie tyle wina mojego telefonu, co dziwnego oświetlenia jakie było w miejscu gdzie robiłam zdjęcia.
Przez cały czas mojego pobytu, pogoda dopisywała więc krótkie spodenki, które miałam tylko jedne, były non stop w używaniu..:)), do tego czarny podkoszulek z Orsay i na górę biały z H&M.
W tej wersji wykorzystałam mój nowy nabytek, o którym wcześniej pisałam.
W rzeczywistości ten zestaw z tuniką wyglądał dużo ciekawiej niż na zdjęciu..:) spodnie 3/4 i tunika, którą wyszukałam kiedyś w second hand jedyne 2 zł…:)) Od czasu do czasu, lubię do takich miejsc chodzić, bo można za grosze coś ciekawego wyłowić…:)).
A tu wyglądam jak „łajza”…;)). Ten zestaw wybierałam w chłodniejsze dni, których w czasie mojego miesięcznego pobytu było raptem dwa..:)). Osobiście to lubię tę bluzeczkę, bo jest bardzo przewiewna. Przód jest wykonany z bardzo przyjemnego i lejącego trykotu, a tył jest nieco dłuższy. Zastosowano całkiem inny gatunek materiału, coś w rodzaju bardzo drobnej siateczki. W naturze dużo lepiej się prezentuje niż na załączonym obrazku…:)).
I ponownie tunika, w wersji z krótkimi spodenki i podwiązana z jednej strony. Aby nie wyglądało, że mam na sobie jakąś mega mini sukienkę..:))
Podsumowując, to jest wiele rzeczy co mi się w Kanadzie podoba. Jedną z nich jest to, że nikt nie zwraca na Ciebie uwagi jak jesteś ubrany, co byś nie założył jest akceptowane. Nikt nie patrzy podejrzliwie, że jakoś dziwnie wyglądasz…:)).
Witam Cie, czytam Twoj blog. Bardzo fajnie I pozytywnie jestes nastawiona do zycia a to dodaje energii szczegolnie tym ktorzy czytaja🙂 Czytalam ze bylas w Kanadzie, ciekawa jestem w jakiej prowincji mieszkalas? Ja tez mieszkam w Kanadzie od ponad. 30tu lat blisko Toronto.
Serdecznie Cie pozdrawiam,
Basia🙂
Witaj Basiu..:) Cieszę się, że zawitałaś na mój blog i bardzo mnie cieszy, że jego czytanie sprawia Ci przyjemność..:) Byłam w Kanadzie zeszłego lata u mojej córki. Mieszka ona w Toronto, a raczej w dzielnicy Toronto – Etobicoke..:) Będąc tam, zrozumiałam dlaczego moja Mała..:) pokochała ten kraj i chce w nim zamieszkać na stałe. Cieszę się, że do mnie napisałaś i mam nadzieję, że będziemy w kontakcie…:) Pozdrawiam bardzo serdecznie i teraz dobrej nocki życzę…:) Natomiast ja, jestem przy porannej kawie…:))